czwartek, 2 lipca 2009

Alim

Dwa lata temu podczas koncertu Alima popłakałam się. Nigdy czegoś takiego nie słyszałam. Jego i Fargany improwizacje przeniosły nas na dwory dawnego Azerbejdżanu, gdzie tradycyjny mugham umilał życie gości. W tych melodiach zawarła się cała skomplikowana historia regionu, naznaczona kulturą Persów, Ormian, Turków... Wieczorem w Kamforze wypatrywaliśmy pięknej córki Alima, ale dopiero po jakims czasie zorientowaliśmy się, że pannie z dobrego domu nie wypada przebywac wśród nieznajomych mężczyzn. Pomysłałam wtedy, że chodząc jedynie na koncerty, oglądając spektakle, dotykamy jedynie powierzchi. Festiwal nie festiwal, ci ludzie, nie zachowują się inaczej niż u siebie...

Popłakałam sie wtedy także dlatego, że tych parę miesięcy przygotowań i pracy zaczęło się materializowac. Więc chyba ze szczęścia. Życzę wszystkim takich pięknych chwil w nadchodzącym tygodniu.

2 komentarze:

  1. co do pocztakowego dnia- werona kupila obczas, marek marzy o internecie, matylda opracowuje koncepcje pomnozenia na podstawie chrystusowego wyczynu z chlebem. ola próbuje urodzic koszulki, marta dalej ma wlosy dlugie i piekne chociaz powinna je sobje juz wydrzec. a mniei jeszcze nikt nie zabil.
    nie jest zle.
    plus wystawa w tzw. osolomineum jest otwarta.

    nast

    OdpowiedzUsuń
  2. Karol, poczułam to samo. najpierw mocno przytuliła mnie Kubara, uśmiech na twarzy, a potem dreszcz i szklane oczy... jak dobrze wiem o czym mówisz...

    OdpowiedzUsuń