czwartek, 16 lipca 2009

Medialne dziewczyny

Najmniej śpiąca w trakcie Brave. Bardzo przez to Brave. O każdego dziennikarza walczyła jak oszalała. Czytała bloga. Czy wspominałam, że wyglądała zawsze świetnie? Zgaduję, ale pewnie się nie mylę, że miała przy tym porządek w domu, uzupełnioną lodówkę i postępy w przygotowaniach do Tego dnia. Matylda - jak Ty to robisz?


Kiedy Grzegorz powiedział - znajdź mi taką Kasię (jak Kasia M.) żeby zajęła się PR zadzwoniłam do Karoliny. Myślę sobie "kurde, nie wiem czy będą jak Kasia" (bo to się dwa razy nie zdarza!), ale jak usłyszałam głos Karoluchy Kubaruchy zmęczony całym dniem, zaspany itd. i że "dobrze, przyjedziemy", pomyślałam, że będzie ok. Jak robiłam, zdjęcia Karola kursowała gdzieś między Warszawą a Wrocławiem, po raz 163 w miesiącu, dlatego jej nie ma.

Jesteście (razem ze wsparciem z Mieleckiej) bardzo High!

środa, 15 lipca 2009

Jeszcze parę spraw

Tara! Jeszcze nie zmykam tego bloga. Ostatnie posty były już z drogi gdzieś między Częstochową (nie, nie, to nie w kontekście wszystkich modlitw świata) a Płońskiem (a propos tej ostatniej lokalizacji, to w pobliżu owego Płońska, spotkałam Ewę z Gliwic w naszej koszulce). Ale się wciągnęłam. Tyle, że po festiwalu zajrzy tu już pewnie administrator strony BF w ramach sprawdzania, jakie linki działają. Niemniej - muszę jeszcze parę rzeczy naskrobać.
Chciałam przedstawić wszystkie osoby, które pracują nad tym, żeby Brave wogóle miał rację bytu, żeby był trochę "innym" festiwalem, żeby jednocześnie nie ustępował a nawet przewyższał innych profesjonalizmem, co u nas raczej czytamy jako: dobrą atmosferę:) Wiem, że każdy starała się jak mógł i dążyliśmy do tego, że nie zwalać winy na innych. Dzięki temu, jak pisała Nastka w komenatrzu do poprzedniego wpisu, każdy otrzymał lekcję dla siebie.
Tak więc chciałam przedstawić wszystkich, ale nie było czasu. Nadrabiam.
Muszę powiedzieć np. o Marcie, którą poznałam dopiero podczas tej edycji. Marta - nie jesteś zupełnie normalna, skoro siedzisz na brejwowym froncie i przyjmujesz pierwsze ciosy i nadal jesteś serdeczna. I te Twoje włosy!


niedziela, 12 lipca 2009

Wolontariusze

Zabierałam się do tego wpisu od paru dni. Trudno wyrazić jaką rolę odegrali w tym całym zamieszaniu. Renata zwerbowała jakąś setkę świetnych osób, które poświęciły swój czas, biegając za mnichami po zoo, odbierając Gruzinki z lotniska, tłumacząc spotkania, nosząc wodę i kanapki. Możemy stawać na głowie, ale jeśli wolontariusze nie pomogą nam dotrzeć do ludzi i zbudowac jakiegoś wrażenia, atmosfery, to na nic nasze akrobacje. Poznałam może kilkanaście z tych osób, reszta to cisi bohaterzy, którzy przebywali wciąż w jakiejś misji. Jak taki Włodek na przykład. Ludzie, DZIĘKI, że zrobiliście ten Brave!
A oto Renata:-)


To było wczoraj

La Kaita - możecie sobie wyobrazić. Nie znajdę słów. W większe zdumienie wprawiła mnie jednak wczoraj w nocy publiczność w Teatrze Lalek. Najpierw czekała jakąś godzinę na wejście i rozpoczęcie koncertu. Tym bardziej zdziwł mnie fakt, że tuzż po pojawieniu się artystów na scenie, zgotowała im takie przyjęcie jak conajmniej przed pierwszym bisem. Przez cały koncert odpowiadali na okrzyki Alejandro Vegi "Ole!" i przerywli brawami brawurowe solówki wokalne i taneczne. To była prawdziwa euforia. Zastanawia mnie to z dwóch powodów. Jeden zdaje się być oczywisty: El Cuadro Flamenco to mistrzowie swojego gatunku z rasowym "pieprzykiem" jakim jest temperament La Kaity. Drugi - publiczność spragniona muzycznego wydarzenia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kontekst modlitw i skupienia, jaki towarzyszył festiwalowi. Myślę, że i tak każdy z nas zachował dla siebie coś bardzo cennego z całego tygodnia. Matylda, która z ogromnym przejęciem opowiadała o spektaklu teatru więziennego "Po drodze", Kasia, która siedząć koło mnie przeżywała Zikr, Kaja i Anna, która towarzyszyły dzieciakom... Zmęczenie, które udzieliło się wszystkim. I ulga, jaką odczuwa większośc z nas dzisiaj (to chwilowe, następstwem będzie depresja). W Mleczarni tańce trwały do rana. W końcu mieliśmy też okazję (gdyzż o dziwo mało ich w ciągu dnia) podziękować tym, z którymi pracowaliśmy przez te parę miesięcy. Niektórzy poszli odsypiać te bezsenne noce, ale znajdziemy jeszcze okazję, nie?

piątek, 10 lipca 2009

Wielki dzień Brave Kids

Widziałam dziś też kawałek próby Brave Kids. Jutro ich wielki dzień. Przez prawie 2 tygodnie dzieciaki ćwiczyły wspólny występ. Na początku trudno było w ogóle znaleźc jakiś wspólny język, a co dopiero wypracować spektakl. Teraz wszyscy tańczą do bollywoodzkiego hitu i tulą się do Lei Wyler, żeby nie gadać za dużo przed występem, tylko skupić się na rolach. Chyba się uda. Wpadłam też niezdara na Andreasa Vollenweidera, który był na próbie. Nie wygląda jak wielka gwiazda. Jest co prawda duży, i ma burzę loków, ale taki z niego zwyczajny, miły pan...

Z piątku na sobotę

Odpadłam. Ale w sali TPK wciąż balują. Kiedy wychodziłam, na parkiecie została Ania, nasza fotografka, Ewan, angielskojęzyczna część duetu zapowiadającego i Abramz z Ugandy. Jeszcze godzinę wcześniej był cały zespół Wagogo i sam Akong Rinpoche, załozyciel Rokpy. Były bębny i niewytłumaczalne pokłady energii. Działo się, ale o tej porze nie oddam już tego słowami...

Czekaliśmy na Toumani Diabate, ale chyba odpadł jeszcze wcześniej. Mały, kulejący, wielki człowiek. Dał ponad dwugodzinny koncert. Popis! Najpierw improwizował na korze, potem dołączyli muzycy: dwóch gitarzystów, perkusita i ksylofonista. Na dodatek ukazał się potężny w posturze i głosie wokal. Toumani wyznał, że w jego rodzinie tradycja gry na korze utrzymuje się od 71 pokoleń, a to wszystko, co dzis nazywamy soulem czy blusem pochodzi z Zachodniej Afryki. Co się stało z tą zasłuchaną, skupioną brejwową publicznością? Podejrzewam, ze kora, na której grał, obudziła w ludziach dzikie instynkty. Wparowali na scenę i przez chwilę czułam się jak na festiwalu, ale niekoniecznie Brave. Toumani bisując, porwany przez trzech pełnych wigoru tancerzy, czmychnął. Chciałabym go jeszcze usłyszeć, może tym razem właśnie w skupieniu.


Natu

Zazwyczaj znalezienie odpowiedniej grupy na festiwal to ciężka przeprawa. Rok temu dziennikarka Magda Podsiadły pojechała do Afryki, żeby wytropić zespoły na edycję „Rytuał zaczyna się w Afryce”. Przeszła malarię, ale podróż przyniosła skutki. Prof. Mitchel Strumpf z Tanzanii sam odezwał się do nas, być może z sentymentu do Breslau, z którego pochodził jego ojciec. Nastka z Grzegorzem za niecały miesiąc jadą do Tybetu szukać artystów na kolejną edycję. Dlatego o tak komfortowych sytuacjach jak z Natu można tylko pomarzyć. Natalia sama napisała do nas, że chce wystąpić na Brave. „Bycie Brave to bycie sobą” powiedziała. To chyba jeszcze jedna ciekawa interpretacja. Patrząc na kameralny koncert, jaki wczoraj odbył się w Mleczarni, mam nadzieję, że Natalii udało się poczuć atmosferę inną niż na wielu jej dotychczasowych koncertach. Jakby nie patrząc to przecież gwiazda – dla wielu piosenkarka z telewizji, twarz z plakatów, głos ze znanych stacji radiowych. Mamy naprawdę szczęście, że tyle osób wybiera scenę Brave.